Takiej awantury w świecie literackim dawno nie było. I nie dotyczy ona żadnych kwestii literackich, tylko pieniędzy. Pisarka Kaja Malanowska (nominowana do Paszportów POLITYKI i Nagrody NIKE) poskarżyła się najpierw na Facebooku, że na książce „Patrz na mnie, Klaro” zarobiła 6800 zł. „Tyle za 16 miesięcy mojej ciężkiej pracy. Wiem, że wkurwiające jest wylewanie frustracji na FB, ale mam ochotę strzelić sobie w łeb”. Posypały się komentarze innych osób piszących: Jakub Żulczyk nazwał jej postawę mazgajeniem, Jacek Dehnel zwrócił uwagę, że poeci i tłumacze nie dostają nawet tyle.
Większość komentujących zdziwiło, że pisarka dopiero teraz odkryła, że na pisaniu książek się raczej nie zarabia. „Pisarz nigdy nie powinien się niczego spodziewać, osobliwie jeśli nie pisze akurat prozy gatunkowej, nastawionej wyłącznie na komercyjny sukces, jeśli zaś ma jakieś ambicje literackie, to spodziewać się , że zgarnie za swoje pisanie kupę hajsu – doprawdy brawurowa naiwność” – napisał Krzysztof Varga w swoim felietonie.
Na to Malanowska w swoim felietonie wyjaśniła, że chodziło jej tak naprawdę o stan rynku wydawniczego i upadek czytelnictwa. Tylko zaraz, chwileczkę, według niej winni są też czytelnicy, bo nie kupili książki? Rząd, bo nie wspiera czytelnictwa? Istnieje w tym myśleniu zbyt proste przejście – czy gdyby poziom czytelnictwa w Polsce był wyższy, to jej książka sprzedałaby się lepiej?
Dyskusja zaczęła być komentowana też jako męski atak na kobietę pisarkę. Znając Vargę, gdyby Malanowska nie była kobietą, jego felieton byłby równie nieprzyjemny, ten autor tak ma. Spychanie dyskusji na tory męskiego szowinizmu zamyka szansę rozmowy na tematy istotne. Bo nie warto rozmawiać o emocjach, ale o chorobach rynku wydawniczego mówić trzeba. Najlepiej sytuację pisarza ilustruje grafika z „Wyborczej” przedstawiająca, kto i ile zarabia na egzemplarzu książki:
Otóż dla autora (i agenta, jeśli on jest) idzie ok. 2 złote ze sprzedanego egzemplarza, który kosztuje 40 zł. Nie ma wątpliwości, że największym problemem rynku jest dystrybucja – taki Empik, jak mówią autorzy i wydawcy, kasuje ok 45% ceny detalicznej książki i gwarantuje sobie prawo do zwrotu niesprzedanych egzemplarzy do hurtowni. Hurtownia – 10–15%. Wydawnictwo zarabia niewiele więcej, a ma spore koszty w postaci druku, składu itp. Autor jest na samym końcu.
Polski rynek wydawniczy jest dzikim krajem – dzikie zasady stosują wszyscy gracze: również wydawcy, którzy dają autorom nieuczciwe umowy albo procesują się z autorami o zaliczki. Wszystkie strefy rynku wymagają regulacji. Tu zgoda. A wracając do ostrych reakcji na głos Malanowskiej – wiele osób zauważyło, że jest ona i tak w sytuacji uprzywilejowanej. Inni mogą tylko o takiej marzyć. Sylwia Kubryńska wydała książkę, ale nie dostała ani złotówki: „Z czego więc żyje pisarz? Kaja Malanowska mówi, że pisarz ma »mamusię« albo bogatego małżonka. Ale są tacy, co nie mają ani »mamusi«, ani bogatego małżonka, mają za to dzieci na utrzymaniu i oprócz pisania książek muszą dodatkowo pracować. Większość moich znajomych pisarzy pracuje. Ja też. Pracuję na etacie osiem godzin dziennie. Poza tym piszę do czasopism, dorabiam jak umiem. Mam to szczęście, że robię to, co lubię, a gdy mnie opęta, rzucam się do pisania. Nie mam czasu strzelać sobie w łeb”. A w dzisiejszej „Gazecie Wyborczej” przeczytamy, jak się zarabia na pisaniu w Polsce i na świecie.
Dobrą ilustracją tej sytuacji jest amerykański żart: „Czym się zajmujesz? Jestem pisarzem. No tak, ale jak zarabiasz na życie?”. Musimy też pamiętać, że żyjemy w czasach, w których coraz więcej ludzi pisze, a coraz mniej kupuje książki. Czytelniku, jesteś poszukiwany 🙂
14 marca o godz. 13:38 14296
Spodziewałem się z\że taki autor ma mało zysku z takiej książki. Ale że tak mało to jest szok. Aż się odechciewa pisać. Jeśli ktoś jest dobry i sprzedaje miliony egzemplarzy to ok. Coś tam zarobi ale taki początkujący to dokłada do tego interesu i albo coś wyjdzie albo nie.
14 marca o godz. 14:19 14297
Nie oszukujmy się, sytuacja w której empik zgarnia tyle % jest po prostu chora. Przypomina mi to wielkie wytwórnie płytowe, które dawniej miały monopol i tak samos strzygły muzyków. Aż muzycy zaczęli wydawać się sami, zakładać własne wytwórnie i pokazały im środkowy palec. Nie wiem czy tu może być przełożenie, bo Empik nie jest wytwórnią tylko pośrednikiem. Ja zasadniczo książek w Empiku i Matrasie nie kupuje, natomiast chciałbym, żeby była taka opcja, że jest wybór kupujesz w empiku za X, jeżeli kupujesz innym kanałem gdzie zysk dla pisarza jest sprawiedliwszy to nawet płacisz plus parę złotych więcej (lub mniej jeżeli pośrednik nie jest tak pazerny) i więcej kasy idzie do ich kieszeni. I jest ten wybór. Albo kupuje się bezpośrednio zes trony wydawnictwa (co już przecież jest możliwe). Wierzę w czytelników, że poszli by na taki układ. Tak wiem, jest wolny rynek, etc, ale sytuacja w jakiej Empik stawia wytwórców jest po prostu chora. Plus mam nadzieje, że będzie się dalej rozwijał rynek e-booków i to pomoże ominąć takich złodziei jak empik.
14 marca o godz. 15:36 14299
Podział zysku w wielko- i średnionakładowej muzyce wyglądał do niedawna bardzo podobnie:
http://farm5.static.flickr.com/4093/4788891305_c9eecd1fdd.jpg
Sytuację zmienia dopiero internet, gdzie samodzielna dystrybucja przez iTunes czy Bandcampa pozwala zachować nawet 3/4 przychodu dla siebie, a jeśli urządzi się sprzedaż na własnej stronie – 100%.
Zamiast więc walczyć u boku wytwórni o sprzedaż rzędu kilkudziesięciu tysięcy egzemplarzy, bardziej opłaca się samodzielnie sprzedać kilka.
Z tej perspektywy wypadałoby odsunąć na bok sentymenty i życzyć naszym pisarzom jak najszybszej cyfryzacji.
14 marca o godz. 16:13 14300
Jezeli czytelnictwo laureatke Nike oszukalo, to moze podac czytelnictwo do sadu i sad wsadzi czytelnictwo do wiezienia.
………..
Co do „wyliczenia” opublikowanego w GW – przerazajace jest, to ze ludzie z Agory sami wierza w te bzdury, ktore publikuja.
……
Jest to jakis pomysl – osoby spolecznie niedostosowane stawiac za wzor dla innych.
14 marca o godz. 16:57 14303
„A wracając do ostrych reakcji na głos Malanowskiej – wiele osób zauważyło, że jest ona i tak w sytuacji uprzywilejowanej. Inni mogą tylko o takiej marzyć.”
Ech polaczki, polaczki…
http://galopujacymajor.wordpress.com/2014/03/13/malanowska-glamour/
http://galopujacymajor.wordpress.com/2011/10/13/listy-marka-kondrata/
14 marca o godz. 17:36 14304
Ile zarabia pisarz w Szwecji?
_________________________
Oczywiscie trudno byc bogatym jako pisarz. Srednia wsrod szwedzkich pisarzy to okolo 120 000SEK (1 PLN-2.24 SEK). W Szwecji chyba ok 100 pisarzy, ktorzy wylacznie utrzymuja sie ze swego zawodu (wedlug przew. Zwiazku Pisarzy Szwedzkich Matsa Söderlunda).
Pisarze tacy jak Camilla Läckeberg czy Hening Mankel zarabiaja rocznie pare milionow koron. Ale to sa jednostki. Wiekszosc pisarzy ma olbrzymie trudnosci z utrzymaniem sie wylacznie ze swego zawodu. Im wiecej ktos zajmuje sie pisaniem, tym mniej zarabia.
Ci ktorzy utrzymuja sie z pisania i maja roczny sredni dochod 120 000 SEK (brutto) to jest ta srednia. Inni, ktorzy maja inne jeszcze zajecia zarabiaja srednio 210 000 SEK.
Bardzo ciezko jest o regularny dochod miesieczny przez wiele nawet lat. Ci, ktorzy sa autorami powiedzmy ponad 20 tytulow to z reguly ich dochod pochodzi z dwoch lub trzech lepiej sprzedanych ksiazek. Problemem jest takze niemoznosc planowania dochodow, ubezpieczenia, regulowania oplat na przyszla rente a takze splacanie przeszlych pozyczek na nauke. Srednio splaca sie za studia ok 1000 SEK/miesiecznie ( jak wyzej podpisany)
Tak tez zawod pisarza traktuje sie czesto jako hobby. Trzeba tez wziac pod uwage, ze jezyk szwedzki jest nieco „egzotyczny” i nie moze konkurowac z rynkiem ksiazki anglojezycznym. Konieczna jest pomoc ze strony panstwa, jednakze obecny minister kultury nie widzi specjalnie zawodu pisarzu jako „prawdziwej profesji”.
Wielu pisarzy z powodzeniem znajduja zajecia poza swoim zawodem, ktore w jakis sposob koresponduja z ich „powolaniem” – recenzje, kroniki, zajecia akademickie, odczyty. Stad jest tez wiekszy dochod niz z zawodu.
Z wydan ksiazkowych jest dochod ale tylko z tych z tzw. oryginalnego wydania, ktore ukazuja sie jako nowe na rynku wydawniczym. Jakies ponad 20 SEK per 1 egz. Ale te wydania nie sa tak duze.
Umowy wydawnicze z autorami sa rozne i czesto bardzo skomplikowane. Czesto nie sposob jest przewidziec ile bedzie dochodu i ile powinien autor otrzymac za ksiazki.
To jest ciagle praca dla Zwiazku Pisarzy. Aby zarabiac pieniadze,nalezy zajac sie czyms innymi – tak zartobliwie brzmi rada pisarzowi. Inna dobra rada: napisz dobra ksiazke! Miej dobre kontakty z mediami, potraf dotrzec do swoich czytelnikow. I ostatecznie pojawia sie znowu to, co na poczatku: napisz dobra ksiazke!
Za wydanie oryginalne (pierwsze) 24% ze sprzedanej ksiazki. Wydawca wycenia ksiazke dla ksiegarni. Srednia cena jakies 70 SEK-120 SEK, czyli autorowi 17-29 SEK za ksiazke.
Pozostale wydania juz mniej. Najmniej za pocket book.
14 marca o godz. 18:09 14307
Pretensje tez nalezy wniesc do zwolennikow „wolnosci internetowej” ktorzy uwazaja ze „wszystko jest nasze, darmowe” I puszczaja ksiazki, muzyke I filmy na internecine.
Gdy ksiazka jest na internecie, za darmo, oczywiscie autor nei dostaje ani grosza, a wydawnictwo ma malo powodow aby na przykald wznowic wydanie. Jakos ci „wolnosciowcy” zapominaja ze jak sie nie bedzie autorom placic, to ci nie beda pisac
Tak na marginesie, nigdzie na swiecie pisanie nie jest sposobem na utrzymanie sie, chyba ze ktos napisze „Pottera” czy „50 twarzy Greya” czy jakos tam
14 marca o godz. 19:47 14310
Czy to pierwsza ksiazka wydana przez pania Malanowska?
14 marca o godz. 20:16 14312
Abstrahując od podziału tortu, to oczekiwania pisarza, że „ktoś” zapłaci mu za czas spędzony na pisaniu książki, są trochę niepoważne. To tak, jakby ktoś stworzył jakiś produkt, dajmy na to, portal internetowy o rozsadzaniu rzodkiewki i miał pretensje do internautów, że nie klikają w reklamy i w związku z tym nie zwracają się koszty jego wytworzenia. Po prostu jest to inwestycja jak każda inna i jeśli książka jest dobra, a do tego umiejętnie promowana, to zysk będzie, a jak nie, trudno. Mało to firm, którym się nie udaje na rynku? Jakoś nikt nad nimi płacze i nikomu też nie przychodzi do głowy, że z automatu należy ich produkty czy usługi kupować.
I litości, niech nikt mi nie mówi, że to sztuka i należy się kasa od d..godziny…
15 marca o godz. 0:12 14315
Na książki obowiązuje VAT 5%. Przy cenie książki 40zł wyniesie on 1,90 zł. Po zaokrągleniu jest to zdecydowanie bliżej 2zł niż 1zł. Ciekawe, czy inne kwoty w zestawieniu są policzone równie „precyzyjnie”?
15 marca o godz. 11:03 14326
A co w takim razie z e-bookami? Kosztuja niewiele mniej (ksiazki, ktore ja kupuje sa tansze maksymalnie 4-5 zlotych), a przeciez koszty produkcji, dystrybucji i skladowania znikaja…
15 marca o godz. 11:18 14327
To jeszcze wieki temu w swojej korespondencji Z.Herbert podśmiewał się z rozpieszczenia naszych literatów, którzy w porównaniu do kolegów z branży w krajach zachodnich żyli jak patrycjusze: ogromne nakłady, pieniądze, a nawet domy oferowane wiernym apologetom systemu. Ta iluzja, że „pisarzowi się należy” przeszła na ludzi pióra i 30 lat później. W gruncie rzeczy rozumiem rozgoryczenie, ale ja też mam zawód, który nie przynosi mi grantów ale za to wynagradza satysfakcją. Oczywiście trudno nakarmić dzieci własną satysfakcją, ale na szczęście mają jeszcze Tatę.
15 marca o godz. 17:44 14329
A ja potraktuję temat nieco szerzej i zauważę, że wszyscy tutaj tkwimy w dziwnym i niewygodnym szpagacie. Od ćwierćwiecza panuje w Polsce powszechnie wyznawana ideologia „dawania rady”, a kto nie daje ten fajtłapa i niech się nie mazgai frajer jeden. Więc wszyscy prężymy muskuły, alleluja i do przodu. Po czym niektórym z nas (większości z nas) nie wychodzi tak jak miało wyjść, dostajemy sześć osiemset za szesnaście miesięcy pracy, a wręcz twórczości. No i co wtedy? Wtedy domagamy się tu Szwecji, albo co najmniej Austrii.
Byłoby to komiczne (i dla Duńczyka pewnie jest), gdyby nie było tak żałosne i tragiczne.
15 marca o godz. 19:38 14330
Pani Malanowska nie stworzyla produktu, pani Malanowska dala nam „dostep do kultury” ;-)))).
…………..
W zestawieniu opublikowanym przez GW trzeba zmienic „zysk wydawnictwa” na „marza wydawcy”.
16 marca o godz. 19:16 14339
pni Malanowska dała nam dostęp do kultury ? czytając jej wypowiedz -a raczej ordynarny bluzg- odeszła mnie chęć czytania jej dzieła.
17 marca o godz. 14:40 14352
Ale czy kiedykolwiek było inaczej? Kiedy tak pisarze opływali w dostatki i niczym pączki w maśle, pławili się w bogactwie? W powszechnym wyobrażeniu pisarz, aktor czy muzyk to niemal synonimy bogactwa i sławy. Młodzi patrzą na sławnych i bogatych, słuchają i czytają kolorowe gazetki piszące: „i ty możesz taki” a potem następuje wielkie rozczarowanie. Okazuje się, że życie przeciętnego aktora wcale nie jest takie bogate, przeciętna modelka wcale nie żyje na poziomie Heidi Klum a „zwykły” pisarz nie ma majątku pani Rowling. Stąd ten pęd do skandali, do odróżniania się, do szaleństw. Byle tylko zainteresować szerokie masy społeczeństwa, które następnie rzucą się do sklepów aby kupować „dzieła” muzyczne czy literackie. I wtedy właśnie można sobie pożyć, a może, jeśli dopisze szczęście, ktoś z tego wyśmiewanego przez „prawdziwych artystów” Hollywood zechce zrobić ekranizację.
17 marca o godz. 19:05 14358
Podzielę się moimi doświadczeniami jako autora książki.
Zgodnie z umową z wydawnictwem od każdego sprzedanego egzemplarza otrzymuję 15% ceny okładkowej, pomniejszonej o 40%. Przy cenie detalicznej 39 zł oznacza to 3,51 zł dla mnie (tak – trzy złote z groszami !). Jak na specjalistyczne wydawnictwo fachowe książka sprzedała się w sporym nakładzie, bo ponad 1 000 egzemplarzy. Zarobiłem niecałe 4 tysiące.
Praca nad książką zabrała mi kilka tygodni, ale wcześniej przez kilka, a w zasadzie kilkanaście lat, musiałem gromadzić doświadczenia zawodowe, które w tej publikacji wykorzystałem.
Nagrodą za ten wysiłek jest dla mnie satysfakcja i wkład w rozwój nauki i edukacji.
Znajomy Brytyjczyk, kolega po fachu, powiedział mi kiedyś, że wynagrodzenie autorskie za podobne publikacje fachowe starcza mu zwykle na jedną skromną kolację z żoną – pizza i niedrogie wino.
I do tego standardu chyba nieuchronnie się zbliżamy.
17 marca o godz. 22:08 14359
Zrzeszyć się (choćby tymczasowo) i wyrugować empik z równania. Nazywa się to optymalizacja kosztów chyba. Wystarczy tuzin poczytnych pisarzy. Łamistrajków karać obmową i publicznym biczowaniem.
17 marca o godz. 23:11 14360
Z całym szacunkiem dla Pani Malanowskiej jednego tu zupełnie nie rozumiem. Jak to możliwe, że dopiero długo po fakcie wydania książki zorientowała się, że jej wynagrodzenie będzie podłe? Przecież podpisywała wcześniej umowę z wydawnictwem z której wynikało, że dostanie 2 PLN od egzemplarza (lub coś równie bliskiego zeru), a mając pojęcie o specyfice rynku mogła chyba z przybliżeniem oszacować ile egzemplarzy uda się jej sprzedać, i na tej podstawie wyliczyć swój przychód.
18 marca o godz. 5:47 14367
Upraszam Państwa o umiar w wydawaniu werdyktów typu: „Autor nie zarobi, nie ma na co liczyć, a kto liczy – naiwny!”.
Przez takie właśnie potoczne mądrości straciłam pieniądze, jakie mogłam zarobić na mojej książce. Nie była to chodliwa beletrystyka (kryminał, romans), lecz publikacja niszowa i fachowa. Tym bardziej ukorzyłam się przed powszechnie głoszoną „prawdą” o tym, że nikt w Polsce nie czyta i nie kupuje książek, a zwłaszcza takich. Uznałam, że wydawnictwo robi mi łaskę chcąc w ogóle wydać to dzieło i bezczelnością z mojej strony byłoby zastrzeganie sobie w umowie udziału w zyskach (spodziewanie się zysków z pisania – czyż to nie przejaw niezdrowej buty? Czy nie tak wszyscy prawią Kai Malanowskiej?).
No i mam – a raczej nie mam! Cały nakład mojej książki wykupiono i nawet był dodruk! A ja nie miałam z tego złamanego grosza. Przez słuchanie takich właśnie oświeconych rad, jakich pełno w komentarzach do sprawy rzeczonej pisarki.
Zatem, szanowni komentatorzy, nie podcinajcie tak radykalnie finansowych skrzydeł autorom. Bo ktoś się przejmie, uwierzy, uzna stawiany przez Państwa wymóg skromności, niczego nie będzie się spodziewał, niczego nie zażąda – a potem będzie bezradnie obserwował, jak inni inkasują choćby i skromne 2-3 000 za jego ciężką pracę.
18 marca o godz. 18:42 14383
@ Kuka
Prosze pani, ksiazka to nie ( tylko ) sprasowana celuloza. Prosze poszukac pozytywnych stron opisanej sytuacji i potraktowac to doswiadczenie jako etap w rozwoju kariery. Cos na pewno pani zyskala na publikacji, a nawet na samym podjeciu wyzwania.
Pozdrawiam
…………
Pani Malanowska zachowala sie jak skrzywdzone dziecko, wiec wywoluje w nas infantylne odruchy: ganienie, pouczanie, pocieszanie, stawanie w obronie, etc.. A dzieckiem pani Malanowska nie jest, wiec dlaczego zachowuje sie jak dziecko?
18 marca o godz. 21:01 14384
A ja bym się raczej przyjrzał gdzie książka p. Malanowskiej została wydana. Z całym szacunkiem Krytyka Polityczna to nie jest wydawnictwo które jest jakieś mega dynamiczne. Tylko fakt że są w Warszawie daje im jako takie przełożenie na media. Ot wydają przyjaciół i znajomych oraz znajomych znajomych którzy chcą się wylansować. Niestety autorzy nie rozumieją że prawdziwy wydawca patrzy bardzo biznesowo na książkę, która jest produktem i ma zarabiać. Wszystkie te fundacje, stowarzyszenia i inne podmioty które przy okazji wydają książki – drodzy autorzy omijajcie szerokim łukiem jeśli nie chcecie być mocno zawiedzeni wynikami sprzedaży i promocji.
18 marca o godz. 21:38 14385
Pamiętam to chyba z Kosińskiego.
Gdy pojawił się w Ameryce i trafił z rękopisem do wydawnictwa to usłyszał tam,że z pisania książek w tym kraju żyje może z dziesięć osób (10 !!!).
19 marca o godz. 10:04 14396
Zawsze mozna wydać książkę w formacie PDF i udostępnić na czytniki. Wtedy cała kasa idzie do. Kieszeni autora.
19 marca o godz. 16:40 14400
Mamy rynek, a na nim książki pisarza się powinny sprzedawać! A jak się nie sprzedają, to powinien zmienić zajęcie lub znaleźć sobie dodatkowe! O take Polskie … 😉
19 marca o godz. 21:06 14402
@wydawca
i ma Pan zupelna racje; ongis przez pare lat pracowalem tutaj w Szwecji w instytucji, ktora zajmowala sie wydawanie czasopism o roznym profilu – od hobbystow starych lodzi az po muzyke rockowa. A wszystko bylo sumptem roznych dotacji ze strony Rady Kultury i wielu niestrudzonych animatorow. W rezultacie zarabiaja na siebie (rowniez piszacy) w wielkich wydawnictwach, ktore maja finanse na promocje i (!) sprzedaja „towar”, ktory czytelnik kupi.
PS znam przyklad z kariery amer. rosyjskiego pisarza Sergieja Dowlatowa(1941-1990), emigranta z r.1978, ktory zaczal zarabiac, jako tako, kiedy ” The New Yorker”, „Partisan Review” zamiescil jego opowiadanie a takze pomoc Kurta Vonneguta.
20 marca o godz. 9:05 14416
I przyznam że nie zgadzam się z Panem Vargą bo gdyby nie miał felietonu w DF to by już tak nie cwaniaczył i by był tak samo znany jak Pani Malanowska. Oczywiście wybór wydawnictwa Czarnego w jego przypadku był dobrym posunięciem. Mnie bardziej martwi że pisarzami stają się dziennikarze często tylko dlatego ze mają dostęp do mediów. Część z nich nawet ma talent ale reszta wykorzystuje sytuację że mogą zbudować swój wizerunek w mediach ogólnopolskich. Niestety dziś media skrajnie mało miejsca poświęcają literaturze co powoduje że jest bardzo duża konkurencja aby cokolwiek umieścić w nich umieścić (i dlatego głównie w Wawie są duże wydawnictwa). Chcąc nie chcąc nawet moja ulubiona Polityka daje tylko 3 recenzje książkowe (plus czasem jakiś artykuł przyczynkarski przy okazji książki). Zupełnie nie rozumiem czemu raz na kwartał nie ma dodatku o książkach – coś na kształt tego co robi wyborcza tylko z artykułami dla ludzi a nie snobów 😉
20 marca o godz. 18:06 14426
@ S-21
Polskie* to jest oczekiwanie ze ktos nas bedzie utrzymywal, bo „jestesmy pisarzami”, czy tez „chodzimy do teatru”, albo „jestesmy naukowcami” i tak dalej. To jest symptom zacofania. Troche tak jakby ktos wymyslil sobie, ze bedzie sie zywil chodzac na wesela, przyjecia imieninowe, etcetera. Powiedzmy sobie szczerze – Polacy dopiero niedawno nauczyli sie czytac. Dlatego taka zabobonna czcia otaczaja prostokaty sprasowanej celulozy 😉
………
*nawet nie „polskie”, tylko charakterystyczne dla pewnego etapu rozwoju cywilizacyjnego.
21 marca o godz. 8:40 14435
Wiele lat temu przeczytałem książkę, do której czasami wracam, „Bal błaznów” braci Szargorodskich. Wśród wielu kapitalnych dialogów, był też ten, w którym Amerykanin robiący doktorat z teatrologii w Leningradzie tłumaczy dysydenckiemu, rosyjskiemu reżyserowi, że na Zachodzie z teatru się nie wyżyje, tam teatrem zajmują się dwie grupy ludzi: wariaci z pieniędzmi i wariaci bez pieniędzy. Bardzo zdziwiło to reżysera, bo w ZSRR, pomimo ohydnej cenzury, jednak ze sztuki dało się jakoś żyć. Wydaje się, że opisana sytuacja pasuje też do literatury i w tym kontekście zachowanie pani Malanowskiej jest nawet komiczne.
21 marca o godz. 11:55 14437
Może Malanowska znów ma depresję? Nie wiem, czy komentować dalej, ale dwie rzeczy tu zastanawiają:
1. Malanowska nie jest debiutantką, więc chyba już jakieś umowy wydawnicze w życiu podpisywała i powinna wiedzieć, że autor najwięcej zarabia na zaliczce. I to są dla wielu jedyne pewne pieniądze z pisania. Poza tym książka została wydana przez Krytykę Polityczną, i cóż, ja się nie znam, ale tam się chyba wydaje dla idei i z przekonania, a nie konkretnie dla kasy. A może szacowna autorka pogryzła się ze swoimi i chce trochę na nich poku*wować publicznie?
2. Nie będę się wdawać w długie dyskusje na temat tego, czy ze sztuki ogólnie powinno się móc wyżyć, czy nie, powiem tylko, że moim skromnym zdaniem, jeśli dla kogoś motywacją do pisania są pieniądze, to powinien w to iść całkowicie i pisać otwarcie pod publiczkę i do sprzedaży, a nie udawać psycho-intelo-hipsterskiego autora dla wybranych i płakać w kułak, gdy kaska z tego słaba.
Na koniec dodam tylko, że nie są to problemy „typowo polskie”, ani nic z tych rzeczy. Tak jest wszędzie i rzeczywiście, chyba tylko systemy socjalistyczne rzeczywiście finansowo wspierały sztukę. Trzeba się pogodzić z tym, że czasem nie można mieć wszystkiego: sławy, pieniędzy, poczytności, a do tego jeszcze geniuszu 😛
23 marca o godz. 20:42 14478
Nie wiem, skąd autorka wzięła informacje o marżach hurtowników. Na własne oczy widziałem umowę pewnego wydawnictwa z największą w kraju hurtownią. Marża hurtowni wynosiła 50% od ceny netto, a 54% w razie sprzedaży w Empiku.
26 marca o godz. 21:00 14543
@ mru
Koszty produkcji książki przy e-bookach nie znikają. Ktoś musi to zredagować, zrobić korektę, złamać i ewentualnie wstawić ilustracje etc. Znikają tylko koszty druku i składowania, ale za to pojawiają się koszty zabezpieczeń pliku 🙂 Oczywiście koszty redakcji i składu mają się nijak do marży hurtowni czy Empiku.
29 marca o godz. 21:59 14579
@LisVitalis: „Zawsze mozna wydać książkę w formacie PDF i udostępnić na czytniki. Wtedy cała kasa idzie do. Kieszeni autora”
Jaka kasa? Pzreciez na Interneciew wszystk oza darmo. A jak nie za darmo, to skopiuja, ukardna I puszcza za darmo
31 marca o godz. 14:58 14604
Sprowadza się to do podstawowego pytania, czy książki pisze dla zysku? Gros książek na półkach księgarskich, to właśnie takie psedoksiążki pisane wyłącznie z myślą o szybkim zysku. Ja się często zastanawiam, kto te książszczydła kupuje, ale jak by nie miały popytu, to by nie były pisane i wydawane. Ja jako malarz, malując obrazy nigdy nie myślę o ich sprzedaży i jeśli ktoś nie chce zapłać za nie satysfakcjonującej dla mnie ceny, to ich nie sprzedaję. Zdaję sobie sprawę, że pisarzowi jest o wiele trudniej odłożyć napisaną książkę na półkę i czekać na wydawcę, który dobrze zapłaci. Jeszcze trudniej ma reżyser filmowy, ponieważ bez pieniędzy nie wyprodukuje żadnego filmu, ale jak udowodniło wielu reżyserów kina niezależnego – to jeż jest jakoś możliwe. Wracając jednak do pytania pierwotnego, pisarz sam musi sobie odpowiedzieć, czy pisze książkę dla zysku, czy tylko z własnej potrzeby i dla siebie samego. W pierwszym wypadku, niech napisze jeszcze więcej „odcieni szarości” lub coś podobnego, a w drugim, niech się publicznie nie skarży, że podpisał złodziejską umowę, bo jest to lekko naiwne.
31 marca o godz. 15:03 14605
Przepraszam za literówki, których tutaj nie można poprawić lub edytować, ale mam nadzieję, że ten mój tekst nie jest przez to niezrozumiały. Np. zamiast ” zapłać” powinno być – zapłacić itp
7 kwietnia o godz. 12:05 14743
@Nastka – „koszty zabezpieczeń pliku” – ale po co traciś na to kasę?! Przecież niezależnie od zabezpieczeń książka będzie na torrentach w dniu jej wydania… znaczy pod warunkiem że będzie na tyle interesująca by ktoś chciał ją piracić.
22 lutego o godz. 14:57 27194
No tak, ale tutaj się głównie skupia na tradycyjnych wydawnictwach, a pisarz zawsze ma jeszcze możliwość wydania samodzielnie książki, lub ebooka, lub przez self publishing… Są jeszcze inne opcje jak rozpisani.pl, projekt PWN, gdzie autor wydaje własnym nakładem, więc i zyski z książki są inne. Pisarze obecnie mają więcej możliwości.
23 czerwca o godz. 2:28 27252
Ten temat jeszcze będzie wracał latami.
Autor dostaje powiedzmy 10% ceny okładkowej. Nakłady – 2 tys – 10 tys. 36 milionów polaków, z czego czyta 10%. Na książki Polak rocznie wydaje 20 złotych. Mały rynek, mało mediów (a w nich coraz mniej miejsca na literaturę), żeby sprzedać trzeba wypromować a wydawnictwa chcą promować głównie autorów, którzy już jakąś pozycję mają. Promocja trwa miesiąc i tyle tak naprawdę trwa sprzedaż, potem złotówy kapią jak z zepsutego kranu. No cudów się z takimi kartami po prostu nie zdziała!
Przyzwoicie zarabia garstka czołowych autorów (ale to też nie jest poziom Stephena Kinga) reszta żyje z zajęć okołopisarskich (tu opcji jest niestety znacznie mniej niż było powiedzmy 5 lat temu – prasa drukowana się kurczy, na spotkania małe środki, można pisać scenariusze, ale scenarzyści to podobnie jak pisarze na rynku wydawniczym – nędzarze świata filmu, na samym końcu łańcuszka). Jedyna opcja to dostać się na zagraniczne rynki, ale najpierw zatrudnić agenta, bo wydawnictwo to raczej czeka a nie popycha.
Więc chyba trzeba się z tym stanem rzeczy pogodzić i robić swoje. W naszym kraju nadal wysoko stawia się etos pisarza reprezentującego gruźliczą dostojewszczyznę, który o czymś tak prostackim jak kasa nie myśli (na tym Kaja najbardziej poległa bo poruszyła temat pieniądza w świecie sztuki bardziej ordynarny niż gadanie o gównie, a już zwłaszcza w Polsce!) Więc okutać się pledem, w kozie napalić przeczytanymi tomami i do roboty!
Przecież chyba pisarz pisze przede wszystkim z potrzeby pisania. Innego sensu takiej mordęgi nie widzę.
No chyba że ktoś sobie zakłada, że będzie robił dla kasy homogeniczną literaturę popularną, to też spoko. Ale nadal nie będzie to poziom Kinga! Mały ryneeeek!!!
A swoją drogą krytyka z pozycji mądrego wujka, który zna już społeczny odbiór akcji, to trochę jednak pastwienie się, zwłaszcza gdy sytuacja wujków na rynku jest znacznie lepsza niż autorki. A z kolejnej strony przeliczanie pracy pisarskiej godzinowo trochę mija się z ideą samego pisania, bo to jednak nie jest podbijanie karty i zejście do kopalni tylko robota przyjemna rozwijająca i ciekawa!
14 lipca o godz. 2:56 27253
Czytając całą dyskusję, czy raczej wszystkie monologi ze smutkiem stwierdzam, że pospolita podłość i głupota, zwłaszcza tych wykształconych nie zna miary.
Po co nam pisarze, po co nam kultura? Ściekowy kapitalizm i jego zaprawieni w boju parobcy oczywiście wiedzą że po nic, zwłaszcza taka kultura i pisarze , których nie sposób sprzedać. Jak to możliwe bowiem, że ktoś pracujący tylko wyobraźnią miałby zarabiać więcej od korporacyjnego szczura, który jest tak bardzo potrzebny? Zadziwia mnie negatywna reakcja literatów na gest Malanowskiej, ale chyba za długo są przyczepieni do pługa, żeby wiedzieć , że nie są końmi.
Pisarz, poeta to marzenie o wyobraźni, najbardziej naiwne ale i najbardziej wartościowe miejsce w bliskości świata. To możliwość ukazania wyższości całej cywilizacji nad machiną pustego pieniądza, codzienności, wyższości myśli, wrażliwości. Jak mamy coś wnosić w dorobek świata, jeśli mamy pracować po 8 godzin na etacie , potem 4 godziny nad zleceniami na boku? Między 23, a 1 w nocy chyłkiem i ze wstydem tworzyć siebie? Gdzie czas na poznawanie , czytanie, kontemplacje? Niechby miało dobrze 1000 wyrobników, ale może w sieci złowilibyśmy raz na jakiś czas choć jednego na miarę Joyce’a, Dostojewskiego, Blanchota. O to idzie gra. Zapomnieliście zupełnie czym jest myśleć, czym jest możliwość oczarowania cudzym wnętrzem, światem. Pisarz nie piszę dla pieniędzy , dlatego tym bardziej ich potrzebuje. Oburza nas że przeciętny nawet pisarz chce jakieś minimum do tworzenia, ale nie dziwi nas , że byle celebryta ma się całkiem dobrze z samego bycia, że wystarczy się rozebrać żeby zarobić grube miliony. Świat jaki sobie budujemy to niestety świat imbecyli. I ci imbecyle maja ogromną przewagę bo bardzo chętnie kupują, chłoną rzeczy dla siebie. My ludzie „wykształceni” jesteśmy grabarzami, nikim więcej.
9 kwietnia o godz. 19:41 27287
To granda, że w dzisiejszych czasach, gdy wydrukowanie książki jest tanie, tak mało zarabia pisarz.