Zgubiliśmy się na Wschodniej. Noc była, mokro, pusto. Wracaliśmy z Teatru Nowego w Łodzi, gdzie z Michałem Nogasiem, Maciejem Robertem i Adamem Poprawą podsumowaliśmy rok 2015 w literaturze.
Pierwszy raz nie było z nami Zdzisława Jaskuły (zmarł w zeszłym roku), który zwykle dogadywał i dopowiadał. Od razu robiło się ciekawiej. No i szliśmy do hotelu, a tu nagle patrzymy: Wschodnia, nie ten kierunek.
Ale Wschodnia to ulica Jaskuły: „Kiedy wprowadzałem się na Wschodnią, cieszyła się ona nad wyraz złą sławą ze względu właśnie na wszelkiej maści margines społeczny – pisze Jaskuła w felietonie. – (…) Przestrzegano mnie przed Wschodnią jako siedliskiem zła i wróżono mi żywot może i intensywny, ale zdecydowanie krótki. Całe moje istnienie świadczy, jak głęboko się mylono”. Nie znałam felietonów Jaskuły pisanych na początku lat dwutysięcznych do „Gazety”, nie znałam też jego wierszy z legendarnego tomu „Maszyna do pisania” (1984). Znałam Jaskułę, dyrektora teatru, człowieka literatury, osobę tak pełną uroku i energii, że chciało się jak najdłużej z nim przebywać.
Wspaniale, że po śmierci Jaskuły jego żona, znakomita tłumaczka Sława Lisiecka, wydała (Wydawnictwo OD DO) w jednym tomie „Maszynę do pisania” i jego felietony „Widziane ze Wschodniej”. Nakład był niewielki, ale może jeszcze uda się komuś znaleźć egzemplarz w Teatrze Nowym lub na Allegro.
Dla mnie ta książka jest odkryciem. W felietonach cudownie odbija się jego osobowość – urok, humor, radość, liryzm, a nawet kobiecość. Bo oto, jak czytamy, pod wpływem przygniatającej przewagi kobiet w domu „Zdzinek” powoli stał się Jaskulanką i zaczął mówić: „Może ugotowałybyśmy obiad?”. Zwęszyły to urzędy, gdyż coraz częściej oficjalne pisma adresowano: „małż. Sławomir i Zdzisława Jaskuła”. I tak to felietonista stał się pierwszą w okolicy kobietą z brodą.
Kolejna radość to wiersze z „Maszyny do pisania”, w których zaczepia Nową Falę, podgryza tradycję romantyczną i eksperymenty lingwistyczne, i poezję zaangażowaną lat 80., i narodowe świętości („polskość chwyta mnie za gardło”). I są tu też pomieszczone dwa wspaniałe poematy „Wieczór autorski w większym mieście” i „Odwołany wieczór autorski w większym mieście” – wyjątkowe w całej polskiej tradycji literackiej.
W tych dwu utworach Jaskuła ustala swój własny głos poetycki, a jednocześnie ich bohater, jak czytamy, już nie jest poetą. Jaskuła uważał etap poetycki za zakończony dawno temu. Jednak bohater wierszy, postać w ruchu, przypomina inne teksty Jaskuły, twórcy, który sam był jak elektron, wprawiał w ruch rzeczywistość wokół siebie.
I rzeczywistość pokazywała się wtedy od lepszej strony. „Bo tak to już jest, Czytelniku, że chociaż wiemy, iż wiele jest światów, nam wydaje się najważniejszy i jedyny ten, w którym jesteśmy”, czyli Łódź, czyli Wschodnia.
20 lutego o godz. 10:26 27193
Lodz poetycka, lata 70-80
a skoro juz Zdzislaw Jaskula i Lodz, to zaraz pojawiaja sie mi inni: Jacek Bieriezin (zmarly tragicznie, poeta-bokser, legenda opozycji dem.), Witold Sulkowski ze swoja „Szkola zdobywcow” (zmarl w 2003), szwagier Bieriezina; Bartosz Pietrzak, fotograf i inni
– wszystkich laczyl niegdys nieregularny kwartalnik literacki „Puls”. Oni tez wydali piekny bibliofilski poemat Allena Ginsberga „Skowyt”
21 marca o godz. 19:07 27200
.
—77—
.
SPATIF, Pietryna, Narutowicza, Pl. Wolności,
U plastyków, Jaracza, Honoratka, Grandka,
okolice Tuwimów i Rubinsztainów przemierzałem
dziennie pieszo dawno temu…
Na Wschodniej zgubić się nie jest łatwo
trzeba się uprzeć
.
..)