Nagrodę Fundacji im. Kościelskich otrzymała w tym roku Urszula Zajączkowska za tom wierszy „minimum” (wyd. Warstwy). I ten werdykt bardzo cieszy, bo w jej książce bardzo ciekawie poezja spotyka się z anatomią i botaniką, czyli zupełnie różne sposoby patrzenia na rzeczywistość i różne języki.
Ta książka przypomina zielnik – w środku znajdziemy nawet XIX-wieczne ryciny roślin.Autorka zajmuje się badaniem budowy i życia roślin, a szczególnie dziedziną, która sama brzmi poetycko – zranieniami drzew.
W jej wierszach pojawia się laboratorium, w którym bohaterka kroi rośliny. Są łąka i trzciny, i muchy. Po debiucie („Atomy”) Zajączkowska została określona jako poetka przyrody, tymczasem tom „minimum” jest oszczędniejszy w formie, ale i o wiele pojemniejszy. Znajdziemy tu nawet konflikt nauk, w którym te „zielone”, przyrodnicze, jako mniej poważne przegrywają z matematyką i fizyką. Zajączkowska nie zgadza się na ograniczanie natury do sielskich obrazków z łona przyrody – interesują ją wszystkie przejawy życia i śmierci (jest tu jej bardzo dużo).
Jej wiersze są bardzo oszczędne, z jednej strony patronuje im Szymborska, którą też fascynowały przyroda i kosmos, z drugiej Anna Świrszczyńska i jej spojrzenie na cielesność. Świetnie Zajączkowska prześwietla ciała – roślin i ludzi, tak jak w wierszu „Kościotrup”.
Wiersze Zajączkowskiej rozszerzają perspektywę patrzenia, jest makrokosmos i mikrokosmos, a tym, co łączy spojrzenie na zewnątrz i wewnątrz, jest czułość wobec istnienia, „światłowody czułości”, które przenikają całą tę poezję: „światło, rośliny, ja”.